Marek w Gazecie Wyborczej

Nasi Czytelnicy chcą pomóc niepełnosprawnemu Markowi 
Violetta Szostak 2006-01-27

Chcę pomóc Markowi - zadeklarowało ponad trzydziestu naszych Czytelników wzruszonych losem niewidomego, poruszającego się o kulach studenta. Marek Suwezda jest prawie całkowicie niewidomy. Porusza się o kulach. Okaleczony po wypadku - kiedy miał 7 lat wpadł pod samochód, biegnąc przez ulicę do mamy. Po 13 latach nauki i rehabilitacji w ośrodku dla niewidomych w Owińskach poszedł na studia...

czytaj cały artykuł

 

Trzeba pomóc niewidomemu studentowi
Violetta Szostak 26-01-2006 ,

Marek nie widzi niemal nic, porusza się z bólem. Mówi, że jest szczęśliwy - bo studiuje. Ale żeby dotrzeć na uczelnię, wstaje o 4 rano, walczy ze schodami, tramwajami, śliskimi chodnikami. Trzeba pomóc Markowi! O Marku Suweździe już pisaliśmy - gdy zdał maturę w Owińskach i po 13 latach pobytu w ośrodku dla niewidomych wybierał się na studia. - Jestem twardy. Za darmo skóry nie sprzedam - odpowiadał wtedy na pytanie, "czy nie boi się" - samodzielnego życia w dużym mieście, na uczelni, w akademiku..

Każdy dzień wczesnej terapii jest dla mnie szansą na szczęście.

Marek (Nietoperz)

Mam na imię Marek. Ukończyłem filozofię na UAM. Obecnie podjąłem studia na wydziale socjologii. Pochodzę z Węgorzewa, ale od kilkunastu lat jestem związany z Wielkopolską. Szkołę Podstawową, zawodową i liceum ukończyłem w Owińskach w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych. Po maturze odważyłem się zdawać na uniwersytet i zamieszkać w akademiku. Nie jest to łatwe, jeśli jest się praktycznie niewidomym i niesprawnym ruchowo. Pierwsze lata to była dla mnie szkoła przetrwania. Nigdy jednak nie traciłem entuzjazmu i pogody ducha. Spotkałem na swojej drodze wiele życzliwych osób.  Ale przede mną kolejne trudne decyzje. Już teraz myślę o tym, co będę robił po skończeniu studiów. Jeśli chcesz dowiedzieć się o mnie więcej przeczytaj, co piszą o mnie moi znajomi.

Zapraszam także do poczytania moich wierszy.

Nowe wiersze Marka możecie znaleźć na blogu majkmik.klangoblog.net

Każdy człowiek lubi patrzeć, nawet niewidomy

Gdy zapada zmrok, nie spieszy się z zapaleniem światła. Siedzimy więc po ciemku w ciasnym pokoju akademika, ja na łóżku przykrytym kolorową kapą, on na wózku inwalidzkim. Obok podparte o ścianę stoją dwie niebieskie kule. Trochę książek i przybory do pisania brajlem.

Nietoperz opowiada o swoim studenckim życiu w Poznaniu i radzeniu sobie z piętrzącymi się codziennymi trudnościami. Choć wszyscy go tutaj znają przynajmniej z widzenia, to jednak dla potrzeb tego wywiadu nie chce ujawnić nazwiska, co w pełni respektuję. Mówi o sobie „Stary Nietoperz". Podoba mu się ten pseudonim.

Do szóstego roku życia Nietoperz w niczym nie różnił się od swoich rówieśników. Potem przydarzył mu się wypadek. Właśnie miał pójść do pierwszej klasy i wybrał się z tatą na zakupy do miasta po szkolne przybory. Gdy po powrocie wysiadał z autobusu, po przeciwnej stronie ulicy czekała na niego mama. Spiesząc jej na spotkanie wybiegł na jezdnię wprost pod koła przejeżdżającego samochodu milicji. Milicjanci nawet się nie zatrzymali, tylko uciekli z miejsca wypadku. Nietoperz w stanie krytycznym trafił do szpitala. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, ale rodzina nie traciła nadziei.

Zapadł w śpiączkę, z której wybudził się po 9 miesiącach. Tak rozpoczęło się dla niego nowe życie pełne kolejnych, nieprzyjemnych operacji i boleśnie łamanych kości, które nastawiano na nowo. Nie pamięta, ile razy miał zakładany gips. Tak też zaczęła się heroiczna walka o wzrok, w której poniósł sromotną porażkę. Widzi niewiele ponad pięć procent, to jest trochę więcej niż nic. Jego nogi są zbyt słabe, by utrzymać cały ciężar ciała, dlatego porusza się wsparty na dwóch kulach albo na wózku inwalidzkim. Gdy powoli wspina się po wąskich, zatłoczonych schodach uniwersytetu, tamuje ruch powodując korek. Nietoperz jednak najmniej się tym przejmuje, przecież nie widzi tego. Czasem powie, że życie jest podłe, ale mimo to nigdy się nie poddaje ani nie skarży. Zdumiewa w nim poczucie humoru, olbrzymia ciekawość świata i chęć życia. Swoim hartem ducha zadziwił już niejednego.

Cztery lata temu postanowił rzucić wyzwanie losowi i zacząć samodzielne życie w Poznaniu, rozpoczynając studia na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Półmetek już za nim.

Jak wspominasz swoje pierwsze dni w Poznaniu?
 Tego nie da się zapomnieć. Gdy zamieszkałem w akademiku, zacząłem się zastanawiać, jak dam sobie radę, przecież nie znam Poznania. Niby 13-letnie życie w Owińskach (miejscowość w Wielkopolsce, w której znajduje się Ośrodek Szkolno - Wychowawczy dla dzieci niewidomych im. Synów Pułku) powinno mnie nauczyć poruszania się po ulicy i rozłożenia ważniejszych obiektów w przestrzeni, ale przecież ja nic nie wiedziałem o Poznaniu! Bardzo niepokoiłem się o to, jak nauczę się jeździć tramwajem trasą na uczelnię i właśnie wtedy tak naprawdę zdałem sobie sprawę, że jestem niewidomy.

Wyszedłem przed akademik i usłyszałem tramwaj. Chciałem dojść na przystanek, lecz niestety sam nie dałem rady. Przez kolejne trzy dni pomagała mi w orientacji pani psycholog z Owińsk. Po jakimś czasie zaczął przychodzić do mnie kolega, który odprowadzał mnie i odbierał z uniwersytetu, aż nie nauczyłem się trasy na pamięć. Długo nie mogłem zrozumieć, jak to jest z przystankami tramwajowymi. Nie przychodziło mi do głowy, że może być jeden przystanek naprzeciwko drugiego. Jak szedłem na tramwaj, żeby dojechać na zajęcia, to miałem po prawej stronie słupki, a po lewej tory, jak wracałem, nie było tych słupków, a po prawej były budynki, więc się gubiłem.

Pamiętam, że długo zajęło mi nauczenie się trasy. Na pętli na Ogrodach chodziłem zawsze za sznurem studentów. Gdzie oni szli, tam i ja szedłem, i zazwyczaj trafiałem. Wyobrażałem też sobie kątomierz, na którym musiałem obliczyć kąt 45 stopni. Pod takim kątem szedłem do bram uniwersytetu. Było to dobre, bo mało kiedy mnie zawodziło. Na WNSie są różne budynki. Moimi punktami orientacyjnymi były śmietniki. Nawet nie to, że śmierdziały, ale wiedziałem, że jak się zbliżam do czegoś, co wisi, a obok tego znajduje się ławka, to tym czymś musi być śmietnik.

Właśnie na takich śmietnikach uczyłem się orientacji po uniwerku. Szybko jednak sam załapałem drogę i już przestałem zwracać na nie uwagę. Moja nauczycielka orientacji mawiała, że na wydziale od jednego budynku do drugiego idzie się prosto. Ja jednak nigdy nie mogłem tego skumać, bo dla mnie tam zawsze był zakręt. Przecież gdybym poszedł prosto, jak mówiła, to zahaczyłbym o jakiś krzew czy drzewo.

Co można zmienić, żeby Poznań był bardziej przyjazny dla niepełnosprawnych studentów? 
Władze Poznania mogłyby zrobić dla niewidomych bardzo dużo niewielkim kosztem, gdyby tylko chciały. Mogłyby się pojawić chociażby na tramwajach przy pierwszych drzwiach oznaczenia brajlowskie albo przynajmniej zwykłe wypukłe litery. Takie same napisy mogłyby się pojawić na drzwiach sklepów. Niekoniecznie brajlem, skoro to już przerasta ich możliwości, ale przynajmniej czarne wypukłe litery, które można by przeczytać ręką: mięsny, spożywczy, ksero. Jak byłem na pierwszym roku studiów, to sam zaoferowałem się, że podpiszę drzwi na Wydziale Nauk Społecznych w brajlu, żeby było wiadomo, jaki to numer sali. Spotkałem się jednak z niechęcią typu: Po co? Przecież to niepotrzebne. Odechciało mi się wtedy wszystkiego. Chciałem pójść do MPK zaproponować, że mógłbym za darmo ponumerować tramwaje oznaczeniami brajlowskimi. Zrobiłbym je na specjalnej foli, żeby nie zamokły i umocował za pierwszym wejściem, pod guzikiem służącym do otwierania drzwi. Nie wziąłbym za to ani grosza. Chciałbym tylko, żeby służyło wszystkim niewidomym.

Studiuję już czwarty rok i tak jak nie znałem sklepów, tak nadal ich nie znam. Jak niewidomy może zobaczyć, co to za sklep? Podchodzi, patrzy i nic nie widzi! Jak ma przeczytać szyld? Jeżeli zapyta kogoś, co to za sklep i ten ktoś jest człowiekiem na poziomie, to odpowie: to jest sklep taki a taki. Niestety, zazwyczaj odpowiada: przecież widać co to za sklep! Może i widać, niewidomy jednak nie widzi.

Wszedłeś kiedyś do sklepu nie wiedząc nic o jego asortymencie?

I to wielokrotnie! Kiedyś postanowiłem zbadać, jakie sklepy znajdują się przy pętli na Ogrodach(dzielnica Poznania). Zacząłem wchodzić po kolei. Pierwszy był second hand z odzieżą używaną z Anglii. Wszedłem, pani mówi: Czym mogę służyć? Więc się pytam: Przepraszam, co to jest za sklep, bo jestem niewidomy? Pani się zająknęła: To niemożliwe, że pan nie widzi. To second hand, ale dla pana nic się tutaj nie znajdzie.

Zatem idę dalej. Wyobrażam sobie kątomierz i skręcam pod kątem 29 stopni. Następny sklep. Pytam: Przepraszam, co tutaj się sprzedaje? Pani odpowiada: To, co widać. Ja: Jestem niewidomy. Pani: Tutaj się sprzedaje ryby.

I w tym dniu zakończyłem poznawanie sklepów, bo przestało mi się podobać ośmieszanie się. Potem, jak minął rok, dowiedziałem się o następnych sklepach, gdzie znajdują się pasmanteria oraz mięsny.

O mięsnym powiedziała mi pani z portierni na wydziale, a o pasmanterii koleżanka. Piekarnię sam namierzyłem po zapachu. Dowiedziałem się też gdzie jest Chata Polska i fotograf. Wszedłem do sklepu i pytam jak zwykle: Przepraszam, co tutaj się sprzedaje? Nic się nie sprzedaje, tutaj jest fotograf.

Z Chatą Polską to było tak. Wszedłem do niej i pytam: Przepraszam, czy to mięsny? Pani: Nie, tutaj jest sklep, gdzie handluje się wszystkim.

Jakie jest Twoje marzenie?

Nie wiem. Nie mam marzeń. Chyba. Chciałbym, żeby poprawił mi się wzrok. Bo jak się widzi i nie chodzi, to można jeszcze jakoś żyć. Ale jak się nie widzi i nie chodzi, to jest naprawdę ciężko. Czasem marzę sobie, jakby było fajnie, gdybym mógł popatrzeć na świat. Każdy człowiek lubi patrzeć. Nawet niewidomy, a też lubi popatrzeć. To jest dziwne, że niewidomy jak chce, to zawsze coś zobaczy, obojętnie jak, ale coś zobaczy.

Jak oceniasz życie studenckie w akademiku?

Wcześniej 13 lat spędziłem w internacie i pod tym względem życie w akademiku jest jak życie na wolności. Sam sobie jestem sterem, żeglarzem i okrętem. W internacie nie lubiłem, jak mi kazali iść na obiad, kolację. Tutaj nikt mi nie mówi, co mam jeść, jak mam jeść.

Czy na ulicy spotykasz się z życzliwością ludzi?

Kiedy się o coś zapytam, ludzie z reguły mi odpowiadają. Czasami sami pytają mnie, czy pomóc wsiąść albo wysiąść z tramwaju. To jest bardzo miłe, ale i denerwujące, ponieważ pytają się „Czy panu pomóc?". A jaki ze mnie pan? Uważam się tylko za szarego studenta.

Podobno napisałeś tomik wierszy?

Tak. Nosi tytuł „Wierszyki i piosenki Nietoperza". Wysłałem go do wydawnictwa cztery miesiące temu. Odpisali mi, że gdy rozpatrzą moją propozycję wydawniczą, to mnie poinformują. Zatem czekam.

A jakie masz plany na „po studiach"?

Chciałbym przenieść się na stałe do Poznania i zrobić licencjat z historii. Ale to dopiero w dalekich planach.

Dziękuję za rozmowę.

2009-02-16 10:42:57 Autor: konata (zredagowany przez: Anna Mielczarek), fot.Julia Freeman-Woolpert/sxc.hu

Żródło: Interia360.pl